poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Admira Malaga - Audrey
I nadeszła ta piękna chwila, kiedy to przedstawię Wam moją własną, jedyną i jednocześnie najukochańszą na świecie gitarę. Admire Malagę, której nadałem jakże wdzięczne imię Audrey. Jestem strasznie wybredny i nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo jest dumny, że nazwałem ją tak, a nie inaczej. Dlaczego? Bo było to poprzedzone kilkoma dniami rozmyślań jeszcze przed jej zakupem. Szukałem czegoś, czego nie musiałbym zdrabniać i co miałoby w sobie to coś podczas wymawiania. Nie ukrywam - gitarę ochrzciłem tak po Audrey Hepburn, której rolami w kolejnych filmach byłem nie tak dawno wręcz oczarowany.
Jedynym warunkiem żeby dostała to imię było to, że instrument musi być po prostu idealny, żeby zasłużył na to imię. I właśnie ten model ze stajni Admiry połączył wygląd z bogatym wnętrzem (brzmieniem - w tym momencie kończę z persofinikacją :D ).
Mija pierwszy tydzień, odkąd ją mam... Chyba muszę uczcić jakoś ten dzień. Jakieś pomysły co zrobić jeszcze dziś lub z okazji zbliżającej się rocznicy upływu dwóch tygodni? :D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Piękne imię dla gitary :)
OdpowiedzUsuń